sobota, listopada 19, 2016
Glinki dla urody - czarna wulkaniczna kamczacka oraz błękitna tybetańska z ekstraktem z żeń-szenia.
Hej dziewczyny,
Kolejne produkty spośród tych, które miałam okazję pokazać Wam w czerwcowym Haul'u doczekały się swojego miejsca na blogu. Po oczyszczającym żelu Bilka Bio, przyszedł czas na jedne z moich ulubionych produktów, mianowicie glinki, po które bardzo chętnie sięgam od dawna. Dzisiaj chciałabym Wam napisać kilka zdań na temat dwóch z nich. Czarnej wulkanicznej glince kamczackiej oraz o błękitnej glince tybetańskiej z ekstraktem z żeń-szenia. Jak działają oraz czy się sprawdziły, dowiecie się już za chwilę :).
Po glinki sięgam od dawna, krok po kroku poznając kolejne z nich i nie do końca patrząc do jakiej cery są przeznaczone. Przerobiłam już zieloną, różową, mam też żółtą, ghassoul a dzisiaj opiszę Wam czarną i niebieską :). Jak widzicie, trochę z nich poznałam i szczerze mówiąc, mając cerę typowo mieszaną, korzystam z różnych i nie widzę sensu w sugerowaniu się, która, do jakiej cery jest przeznaczona.
Zarówno czarna glinka kamczacka, jak i błękitna tybetańska pochodzą z Rosji, a producentami są odpowiednio FitoKosmetik oraz MedikoMed. Z kwestii technicznych mają wiele wspólnego. Obie otrzymujemy w kartonowym opakowaniu z rosyjskojęzycznymi napisami oraz naklejką w języku polskim, dzięki czemu osoba trzymająca pierwszy raz glinkę w ręku wie, w jaki sposób może jej użyć. W kartonikach znajdują się po dwie, 50g saszetki z proszkiem, co daje nam 100 g glinki.
Glinki na ogół stosuję jedynie w roli maseczek na twarz, rozrabiając porcję proszku z letnią wodą. Bardzo ważną kwestią jest fakt, iż glinka nie może mieć styczności z metalowymi przedmiotami, gdyż wtedy traci swoje właściwości. Oczywiście można do niej dodawać różne dodatki, dając jej dodatkowe działanie. W moim przypadku najczęściej są to woda różana, hydrolat neroli bądź też inny, posiadany aktualnie hydrolat. Czasami dodaję także troszkę oleju arganowego, kokosowego, z pestek malin lub jaki mam pod ręką, a ostatnio także dodaję 1% kwas hialuronowy :). Jak więc widzicie, robię sobie przeróżne mixy i jeszcze nie zdarzył mi się taki, który by zaszkodził mojej cerze.
Mój ukochany próbował także umyć włosy glinką i choć efekt oczyszczający włosy oraz skórę głowy był bardzo fajny, to bez odżywki lub maski ten numer nie przejdzie. Próbował także umyć zęby glinką i powiem Wam, że brudno było, aczkolwiek efekt świetny :D. Glinkę można także stosować miejscowo, na wypryski, dodawać do kąpieli itp. jednak w tej roli nie stosowałam.
Opinie na ten temat są podzielone. Część osób pozwala glince zastygnąć, inne natomiast się od tego wzbraniają. Ja jestem w tej drugiej grupie, spryskuję maseczkę hydrolatem lub wodą, gdyż mokra glinka działa :). Zastygnięcie najczęściej wiąże się z delikatnym podsuszeniem skóry oraz nieprzyjemnym uczuciem ściągnięcia, stąd ja tego unikam.
Oczywiście trzeba liczyć się z tym, że zmywanie glinek nie należy do najczystszych czynności :). Jednak efekty, jakie potrafi dać regularne stosowanie, u mnie średnio raz w tygodniu, zdecydowanie są tego warte. Glinki mają świetne działanie absorbujące m.in. toksyny ze skóry, a jednocześnie mineralizują ją. Choć teoretycznie każdy kolor polecany jest do innej cery oraz poszczególne rodzaje różnią się właściwościami, to moim zdaniem warto poznawać kolejne, przymykając nieco oko na przeznaczenia :). Tym z Was, które nie miały styczności z glinkami, zdecydowanie polecam :). Obie glinki są tanie i mieszczą się w granicach 6-7 zł, co dodatkowo przemawia mocno na ich korzyść.
Miałyście może styczność z dzisiejszymi bohaterami wpisu? Jakie glinki poznałyście?
Miłego dnia!
Kolejne produkty spośród tych, które miałam okazję pokazać Wam w czerwcowym Haul'u doczekały się swojego miejsca na blogu. Po oczyszczającym żelu Bilka Bio, przyszedł czas na jedne z moich ulubionych produktów, mianowicie glinki, po które bardzo chętnie sięgam od dawna. Dzisiaj chciałabym Wam napisać kilka zdań na temat dwóch z nich. Czarnej wulkanicznej glince kamczackiej oraz o błękitnej glince tybetańskiej z ekstraktem z żeń-szenia. Jak działają oraz czy się sprawdziły, dowiecie się już za chwilę :).
Glinki dla urody - czarna wulkaniczna kamczacka oraz błękitna tybetańska z ekstraktem z żeń-szenia. | Opakowanie |
Po glinki sięgam od dawna, krok po kroku poznając kolejne z nich i nie do końca patrząc do jakiej cery są przeznaczone. Przerobiłam już zieloną, różową, mam też żółtą, ghassoul a dzisiaj opiszę Wam czarną i niebieską :). Jak widzicie, trochę z nich poznałam i szczerze mówiąc, mając cerę typowo mieszaną, korzystam z różnych i nie widzę sensu w sugerowaniu się, która, do jakiej cery jest przeznaczona.
Zarówno czarna glinka kamczacka, jak i błękitna tybetańska pochodzą z Rosji, a producentami są odpowiednio FitoKosmetik oraz MedikoMed. Z kwestii technicznych mają wiele wspólnego. Obie otrzymujemy w kartonowym opakowaniu z rosyjskojęzycznymi napisami oraz naklejką w języku polskim, dzięki czemu osoba trzymająca pierwszy raz glinkę w ręku wie, w jaki sposób może jej użyć. W kartonikach znajdują się po dwie, 50g saszetki z proszkiem, co daje nam 100 g glinki.
Glinki dla urody - czarna wulkaniczna kamczacka oraz błękitna tybetańska z ekstraktem z żeń-szenia. | Saszetka z glinką |
Jak stosować glinkę? Z czym mieszać glinkę?
Glinki na ogół stosuję jedynie w roli maseczek na twarz, rozrabiając porcję proszku z letnią wodą. Bardzo ważną kwestią jest fakt, iż glinka nie może mieć styczności z metalowymi przedmiotami, gdyż wtedy traci swoje właściwości. Oczywiście można do niej dodawać różne dodatki, dając jej dodatkowe działanie. W moim przypadku najczęściej są to woda różana, hydrolat neroli bądź też inny, posiadany aktualnie hydrolat. Czasami dodaję także troszkę oleju arganowego, kokosowego, z pestek malin lub jaki mam pod ręką, a ostatnio także dodaję 1% kwas hialuronowy :). Jak więc widzicie, robię sobie przeróżne mixy i jeszcze nie zdarzył mi się taki, który by zaszkodził mojej cerze.
Mój ukochany próbował także umyć włosy glinką i choć efekt oczyszczający włosy oraz skórę głowy był bardzo fajny, to bez odżywki lub maski ten numer nie przejdzie. Próbował także umyć zęby glinką i powiem Wam, że brudno było, aczkolwiek efekt świetny :D. Glinkę można także stosować miejscowo, na wypryski, dodawać do kąpieli itp. jednak w tej roli nie stosowałam.
Opinie na ten temat są podzielone. Część osób pozwala glince zastygnąć, inne natomiast się od tego wzbraniają. Ja jestem w tej drugiej grupie, spryskuję maseczkę hydrolatem lub wodą, gdyż mokra glinka działa :). Zastygnięcie najczęściej wiąże się z delikatnym podsuszeniem skóry oraz nieprzyjemnym uczuciem ściągnięcia, stąd ja tego unikam.
Glinki dla urody - czarna wulkaniczna kamczacka oraz błękitna tybetańska z ekstraktem z żeń-szenia. | Opis / Skład |
Błękitna glinka tybetańska z ekstraktem z żeń-szenia.
"Glinka jest nasycona substancjami mineralnymi, odżywia i oczyszcza skórę, pozbawiając ją tłustego blasku. Na skutku oddziaływania drobne zmarszczki wygładzają się, kolor twarzy staje się więcej równym i świeży. Żeń-szeń zbierany ekologicznie czystych górach Tybetu utrzymuje największa ilość witamin i substancji odżywczych. W połączeniu z błękitną gliną wykazuje głębokie działanie odmładzające, nie przesusza skóry i czyni ją elastyczną i sprężystą. Glinka i żeń-szeń są naturalnymi komponentami i nie powodują podrażnień, nadają się na wrażliwą i skłonną do alergii skórę." - źródłoTa glinka ma postać bardzo drobno zmielonego proszku. Rozrabia ją się łatwo, do gładkiej konsystencji śmietany i moim zdaniem jest ona bardziej zielona niż błękitna ;). W swoim składzie, poza niebieską glinką ( Blue Clay ), zawiera także ekstrakt z żeń-szenia ( Ginseng exstract ) i kompletnie zbędny w tego typu produktach parfum, choć praktycznie go nie czuć :). Przede wszystkim doceniam jej właściwości mocno oczyszczające cerę m.in. z nadmiaru sebum. Skóra po jej użyciu jest gładka, zmatowiona, a wszystko, co nakładam po maseczce, zostaje bardzo szybko przyjęte. Błękitna glinka tybetańska wpływa także na ujednolicenie kolorytu i szczerze mówiąc, nie dostrzegam jakoś szczególnie innego/lepszego działania, które miałaby mieć dzięki obecności żeń-szenia. Inne glinki, bez jego dodatku działają na mnie podobnie :).
Glinki dla urody - czarna wulkaniczna kamczacka oraz błękitna tybetańska z ekstraktem z żeń-szenia. | Konsystencja glinki z opakowania |
Czarna wulkaniczna glinka kamczacka
"Ze względu na wysoką zawartość żelaza, krzemu i siarkowodoru czarna glinka Kamczacka przyspiesza procesy przemiany materii w komórkach skóry, działa regenerująco, nasyca skórę w substancje odżywcze, nawilża, tonizuje i napina ją. Kąpiel z glinką Kamczacką - to najlepszy sposób na pozbycie się napięcia i stresu po ciężkim dniu. Skóra po użyciu tej glinki jest świeża, zadbana i napięta." - źródłoIdentycznie jak poprzednia, tak i ta jest bardzo drobno zmielona, jednak nawet po dokładnym rozrobieniu w maseczce są wyczuwalne ostrzejsze drobinki, które nie zmieniają się pod wpływem połączenia z wodą. W składzie znajdziemy jedynie czarną glinkę ( black clay ), a na całe szczęście zabrakło zapachu :). W mojej ocenie działanie ma bardzo zbliżone do glinki błękitnej. Po zastosowaniu skóra jest bardzo dobrze oczyszczona, miękka, gładka i bardzo przyjemna w dotyku. Wspomaga regenerację, co da się dostrzec przy lekkich zaczerwienieniach itp.
Glinki dla urody - czarna wulkaniczna kamczacka oraz błękitna tybetańska z ekstraktem z żeń-szenia. | Konsystencja glinki po rozrobieniu / wymieszaniu |
Oczywiście trzeba liczyć się z tym, że zmywanie glinek nie należy do najczystszych czynności :). Jednak efekty, jakie potrafi dać regularne stosowanie, u mnie średnio raz w tygodniu, zdecydowanie są tego warte. Glinki mają świetne działanie absorbujące m.in. toksyny ze skóry, a jednocześnie mineralizują ją. Choć teoretycznie każdy kolor polecany jest do innej cery oraz poszczególne rodzaje różnią się właściwościami, to moim zdaniem warto poznawać kolejne, przymykając nieco oko na przeznaczenia :). Tym z Was, które nie miały styczności z glinkami, zdecydowanie polecam :). Obie glinki są tanie i mieszczą się w granicach 6-7 zł, co dodatkowo przemawia mocno na ich korzyść.
Miałyście może styczność z dzisiejszymi bohaterami wpisu? Jakie glinki poznałyście?
Miłego dnia!
Miałam czarną :) Naprawdę świetnie oczyszcza skórę ! Lubię też niebieską :)
OdpowiedzUsuńMam je obie i używam zamiennie, bardzo je lubię :)
OdpowiedzUsuńGlinkowy raj wiedzy, super post!
OdpowiedzUsuńTe glinki to dla mnie zupełne nowości, stosuje aktualnie zieloną :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię białą glinkę :)
OdpowiedzUsuńJa również, i jest to moja ulubiona:) ale ta czarna kusi i na pewno zakupię ją w najblizszym czasie...
UsuńBardzo ciekawe są te glinki :)
OdpowiedzUsuńLubię glinki :) Obecnie mam zieloną, różową i żółtą :D Białej i czarnej jeszcze nie miałam, ale chętnie je wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńObie mnie kuszą :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz niedawno kupiłam maseczkę z czarną glinką i dziwnie się czułam jak to wszystko zaczęło zastygać mi na twarzy, a córa śmiała się aż ją brzuch rozbolał jak nie zobaczyła ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam glinki ;)
OdpowiedzUsuńwłaśnie na zmywanie kolorujące artystycznie łazienkę decydowałam się na gotowe maseczki z glinką.....
OdpowiedzUsuńLubię glinki, ale o istnieniu tych nie miałam pojęcia. Fajnie jest móc dowiedzieć się czegoś nowego :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tych glinek. Na pewno by mi się przydały.
OdpowiedzUsuńUwielbiam glinki :)
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię glinki, moja cera najlepiej reaguje na te najdelikatniejsze - białą i różową, ale i niebieska całkiem fajnie się sprawdzała.
OdpowiedzUsuńJa nie miałam akurat tych glinek, ale mam inne w swoich zasobach kosmetycznych i chętnie po nie sięgam :)
OdpowiedzUsuńMogłabyś poklikać w linki w poście TUTAJ ? Dzięki :*
Tej marki nie znam glinek, ale ogólnie lubię białą najbardziej.
OdpowiedzUsuńnie znam tych, obecnie stosuję różową glinkę - to moja pierwsza glinka i zdecydowanie ją polubiłam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam gliki i próbowałam już różne, jednak błękitnej nigdy nie miałam.
OdpowiedzUsuńja glinki mieszam z kwasem hialuronowym i kolagenem:) działają cuda;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam glinki, najczęściej używam ich w formie maseczek do twarzy. Bardzo zaciekawiła mnie ta błękitna glinka tybetańska.
OdpowiedzUsuń:*
Jeszcze nigdy nie używałam glinek.
OdpowiedzUsuńStosowałam kiedyś glinkę błękitną, natomiast teraz mam w łazience czarną. Z obu jestem zadowolona, ale to pewnie kwestia tego, że po prostu lubię stosować glinki w pielęgnacji cery :D
OdpowiedzUsuńBardzo lubię glinki, są świetne:)
OdpowiedzUsuńJa kupuję już gotowe maseczki z glinkami, chociaż rozejrze się za tą czarna :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię glinki :)
OdpowiedzUsuńLubię działanie glinek ale jakoś nie mam do nich zapału i zapominam o nich ;)
OdpowiedzUsuńnie mam dużego doświadczenia z glinkami, będę pamiętała aby nie mieszać ich i nie odmierzać metalową łyżeczką
OdpowiedzUsuńJa stosuję białą :)
OdpowiedzUsuńja mam białą. uwielbiam. zamierzam powiększyć kolekcję ;)
OdpowiedzUsuńCoraz więcej czytam ostatnio o rosyjskich kosmetykach.. A co do glinek, to jedyna moja styczność tylko w kosmetykach gotowych, nigdy nic sama nie tworzyłam, prawdę mówiąc nie miałam nawet do czynienia z glinką w postaci proszku, same gotowce;) Może czas to zmienić i pokombinować;)
OdpowiedzUsuńMuszę się na tą czarną skusić! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam glinki wszelkiego rodzaju :)
OdpowiedzUsuńmam je ale jeszcze nie stosowałam ;)
OdpowiedzUsuńMalam i te i inne z tej serii - wszystkie lubie.
OdpowiedzUsuńNie znoszę ich zmywać, ale chyba kupię sobie tą czarną, bo takiej nigdy jeszcze nie miałam :)
OdpowiedzUsuńGąbką się całkiem fajnie zmywają;)
Usuńwiem, że glinki mają zbawienne działanie na skórę czy włosy, ale jakoś nie mogę się do nich przekonać
OdpowiedzUsuńMam tą czarną, ale jeszcze nie wypróbowałam :-)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam tych glinek, dzisiaj zakupiłam na super promocji 5 maseczek Banii Agafii, więc długo minie, dopóki po te sięgnę :P
OdpowiedzUsuńMojej cerze by się przydało
OdpowiedzUsuńmojej też, dawno nie robiłam żadnej maseczki...
UsuńBardzo przystępne ceny. Jeszcze ich nie próbowałam :)
OdpowiedzUsuńMiałam okazję je kupić, ale jakoś się bałam, że się nie sprawdzą, teraz żałuję. :)
OdpowiedzUsuńNie znam tej firmy:) Ale to może dlatego że nie stosuje glinek, choć chyba czas to zmienić :)
OdpowiedzUsuńRzadko używam glinek ale tymi jestem bardzo zainteresowana, Odnośnie żeń-szenia to jeszcze nie spotkałam kosmetyku w którym ten korzeń robiłby spektakularne ach i ech ;-)
OdpowiedzUsuńNie pamiętam kiedy ostatnio w mojej łazience gościły glinki. Ostatnio się rozleniwiłam i głównie sięgałam po gotowe produkty. Muszę koniecznie się nawrócić, bo pamiętam, że po czystych glinkach efekty były rewelacyjne.
OdpowiedzUsuńLubię glinki, dobrze działają na moją skórę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego typu maski :D
OdpowiedzUsuńczarną glinkę bym chciała;)
OdpowiedzUsuńUwilebiam glinki ale na okres ciąży musiałam odstawic.
OdpowiedzUsuńMiałam błękitną. Bardzo lubię glinki.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nigdy nie używałam takich glinek, a poza tym jestem ostatnio strasznie niedogodna... Wolę "gotowce" :P
OdpowiedzUsuńGlinki są super, powyższych jeszcze nie miałam, ale wszystko przede mną :)) Są zdecydowanie kuszące!
OdpowiedzUsuń